MIGRANCI

Skrawek nieba to ręka, która ratuje, to pomaganie tak, jak potrafimy - homilia kard. Matteo Zuppiego

Homilia wygłoszona przez kard. Matteo Zuppi w trakcie modlitwy Umrzeć z nadziei za tych, którzy zginęli, próbując dotrzeć do Europy.

(Mk 4, 35-41)

Pamiętamy i modlimy się. I jak bardzo modlitwa pomaga nam powierzyć Panu naszych braci i siostry! Tych wszystkich małych i biednych Chrystusów!

Czy wolno nam zapomnieć? Kościół jest matką, jedynie matką. Niektórzy szukają innych określeń, ale to jest jedyne, najprostsze, najprawdziwsze, takie, które opisuje – z całym ubóstwem i ludzkimi sprzecznościami – tę naszą matkę, którą kochamy i która kocha. I która dzisiaj – w co wierzę, jest jeszcze szczęśliwsza, ponieważ wszystkie jej dzieci modlą się razem!

Ta matka, powierzona nam wszystkim przez Jezusa, prosi, by ją kochać, rozumieć, wspierać, bronić, czynić lepszą dzięki naszej miłości. Matka nie potrzebuje deklaracji ani rozumowania, ale miłości, ponieważ jedynie z miłości daje wszystko, co ma. Matka nie może zapomnieć o swoich dzieciach, o żadnym z nich. Jest to nieskończona godność, z jaką okrywa kruchą i piękną słabość każdego życia, zawsze, dla wszystkich.

Jak każda matka płacze, szuka, rozpacza za swoimi dziećmi, których już nie ma i nie chce stracić żadnego więcej. Jej dzieci nie są statystyką ani liczbą. Jej 2554 dzieci, to osoby, które stały się uchodźcami, które w ciągu jednego roku – od czerwca 2023 r. do czerwca 2024 r. – straciły życie na Morzu Śródziemnym i wzdłuż szlaków lądowych, próbując dotrzeć do Europy w poszukiwaniu lepszej przyszłości. W głębi duszy szukając jej dla siebie, ale takiej, która  staje się również naszą przyszłością i jeśli zechcemy, będzie przyszłością lepszą. Ta matka o nich nie zapomina, jest wytrwała. Nie zatrzymuje się i nie pozwala się ranić ani zmienić, nękana przez tych, którzy osądzają i interpretują nawet ból. Cóż to za arogancja! Znają to ci, którzy stracili dziecko.

Kościół może powiedzieć, że pozostawiliśmy ich samym sobie, że się nimi nie zaopiekowaliśmy. Że roztrwoniliśmy zasoby, a nawet skorzystaliśmy z ich bólu, zdradzając oczekiwania i zobowiązania. Kościół jest matką, która może mówić, że jej łzy są łzami, tyle że nie są łzami przeznaczonymi tylko dla którejś ze stron, ale dla wszystkich, którzy kochają to, co jedyne dla matki, którzy naprawdę stawiają w centrum człowieka, nieskończoną jego godność, niepowtarzalną i wyjątkową, jak każde dziecko dla matki. Dlatego nie przyjmuje bezużytecznych wyjaśnień i usprawiedliwień, bo jedynym jej strachem jest strach przed utratą jednego z jej najmłodszych dzieci, jej i naszych.

A patrząc na jej i ich cierpienie, wszyscy na nowo odkrywamy sens człowieczeństwa i godności, by nie zatracić go w żałosnym narcyzmie lub wulgarnej i prymitywnej ignorancji. Tracąc ich godność, tak naprawdę tracimy naszą własną. Matka ma prawo powtarzać, że bezprawie zwalcza się praworządnością.

Pamiętajmy, że nie możemy przyzwyczaić się do ludzi umierających w  bezmiarze morza, w chłodzie nocy, w zapierającym dech w piersiach upale pustyni, z pragnienia, upokorzonych przez rabusiów i handlarzy niewolników. To musi nam przypominać, jak mówi papież Franciszek we Fratelli tutti, że „część ludzkości doświadcza tego, że jej godność jest nieuznawana, pogardzana bądź deptana, a jej podstawowe prawa są ignorowane lub pogwałcane”. Jeśli tak jest dla niektórych, jest to niebezpieczne dla wszystkich.

Biada bezużytecznemu odwoływaniu się do praw, zdradzaniu zobowiązań i odpowiedzialności. Prawo do azylu, w Europie i we Włoszech, często nadal dryfuje niepewnie na statkach przemytników, zamiast być chronione przez europejską instytucję ratownictwa morskiego i mądre zarządzanie zjawiskiem, które z pewnością nie jest przejściowe, które zawsze istniało i którego proporcje wymagają dalekowzroczności i determinacji.

Morze Śródziemne, stając się niczyim, zaprzecza sobie i prawu morza, które zawsze je definiowało. Miejmy nadzieję, że wraz z nowym Parlamentem Europejskim zmieni się  postrzeganie tego tematu i solidarność pomiędzy poszczególnymi krajami w prawdziwie zjednoczonej Europie, tak abyśmy w kwestiach, które są czysto i wyłącznie humanitarne, nie byli podzieleni. Niedawno zaginęło 66 osób, w tym 26 dzieci. Wiele z nich to rodziny afgańskie i to również powinno wywoływać wiele reakcji.

Będziemy wspominać dziś imiona i miejsca, ponieważ każde z nich jest fragmentem jedynego obrazu Boga, tej niezwykłej mozaiki, która złożona na nowo w miłości pozwala nam zrozumieć piękno Boga i piękno każdej osoby. Nie chcemy utopić naszego człowieczeństwa, chcemy odnaleźć każdego zanurzonego w bezmiarze opuszczenia.

Szacuje się, że liczba osób, które zginęły na całym świecie podczas pełnych nadziei podróży w 2023 r., wyniosła co najmniej 8 565. Jest to najwyższa liczba od 2016 roku. Wśród nich jest 1 886 osób, które straciły życie na Saharze i na szlaku morskim w kierunku Wysp Kanaryjskich. Uciekali przed piekłem, a ich życie zamieniło się w piekło. Będziemy trwać w piekle?

Czytam w dzisiejszej gazecie: "Ma 10 lat i złamane serce. Nie ma już przy sobie matki, ojca, młodszej siostry i jest zrozpaczona. Pyta tylko o nich, nie wie, że wpadli do wody i musieli poddać się przytłaczającej sile morza, trzy z wielu ciał utraconych na zawsze w Morzu Śródziemnym. Ci, którzy obserwowali jej wysiadanie, mówią, że w błyszczących oczach tej małej dziewczynki, która wczoraj rano przybyła do Roccella Ionica, nie było nic, wydawały się puste. Chwila przerwy od płaczu, tylko jedna, a potem znowu łzy. Z samotności, ale także z fizycznego cierpienia, ponieważ była tak odwodniona, że miała nieznośne bóle w ramionach, które przez te objawy na początku akcji ratunkowej lekarzom wydawały się złamane.

„Uda nam się”, to była mantra tych rodzin, z których wiele pochodziło z miejsc, gdzie prawa człowieka są marginalizowane, takich jak Afganistan czy Iran. Ale morze się wzburzyło, nastąpiła eksplozja na łodzi, stary grat zaczął nabierać wody i nadzieja stopniowo tonęła wraz z życiem biednych ludzi, które skończyło się w morzu.

Dowódca straży przybrzeżnej Roccella przez 24 godziny nieprzerwanej pracy nadzorował działania swoich ludzi. Mówi, że „tym razem wszyscy rozbitkowie byli szczególnie wycieńczeni”, że „podczas interwencji jesteś szkolony, aby zachować jasność i profesjonalizm, ale potem wracasz do domu w nocy i zabierasz ze sobą ludzkość, z którą miałeś do czynienia, jak obraz tej małej dziewczynki, tak małej, a już tak samotnej i zdesperowanej”.

„Na pediatrii – wybaczcie, że czytam dalej, ale to jest opis prawdziwie Wielkiego Piątku – pozwalają nam zostać z nią przez długi czas. Pielęgniarki ją przytulają, traktują jak królową, ale ona nie chce zabawek ani się bawić. Jęczy i krzyczy, bo chce do mamy i młodszej siostry”. Concetta z Czerwonego Krzyża wzdycha, po czym mówi: „Niedawno mój mąż mi powiedział, że kiedy wyzdrowieje, czekając na decyzję o jej przyszłości, moglibyśmy ją zabrać do siebie”.  Promyk słońca pośród ponurego nieba tej katastrofy.

Oto Wielki Piątek, który dziś wspominamy, ale także człowieczeństwo, którego pragniemy, które zaczyna ukazywać światło zmartwychwstania. Zaiste, matka. Kawałek raju do zabrania ze sobą. Przypomina to obraz, który jest marzeniem, a w rzeczywistości jest naszą modlitwą, gdy chłopiec podnosi kobietę, która upadła na pustyni i sprawia, że ona frunie, unosi ją jednym palcem, dotykiem miłości.

Kawałek nieba to ręka, która ratuje, to pomagać, tak jak tylko możemy. Nigdy nie utraćmy ani kawałka nieba. Matka z Roccelli może to zrobić, wszyscy możemy to zrobić.

Na koniec przypomnijmy Ukrainę, z blisko 6 milionami uchodźców w krajach europejskich, z 4 milionami migrantów wewnętrznych. Sudan, Palestyńczycy ze Strefy Gazy, 1,7 miliona osób kilkukrotnie przesiedlonych. Stracili wszystko. Syria, która pozostaje największym kryzysem uchodźczym na świecie. Afganistan.

Oto matka. A matka się nie poddaje, znajduje odpowiedzi i pomaga je znaleźć. Korytarze humanitarne, korytarze pracy, wreszcie zarządzanie kryzysowe, szkolenia i gwarantowanie praw i obowiązków, musimy zagwarantować jedno i drugie. To są odpowiedzi matki, która ma nadzieję, nie traci jej, sprawia, że ludzie żyją, a nie umierają, a dając nadzieję, znajduje nadzieję. Ponieważ nie wolno dopuszczać, by ludzie umierali z nadziei, a chcę przez to powiedzieć, że jeśli na to pozwolimy, to nadzieja umrze w nas.

Jezus również szuka drugiego brzegu, wyrusza w podróż. Wszyscy jesteśmy podróżnikami, pielgrzymami w naszym życiu, które nigdy nie może pozostać tam, gdzie jest, ponieważ zawsze musi szukać drugiego brzegu. Wydaje się, że Jezus śpi, ale tymi, którzy faktycznie śpią, są uczniowie, niespokojni i zapomniani, ponieważ są pozbawieni wiary lub banalnie zasypiają, gdy burza ich nie dotyczy.

Często zastanawiamy się, gdzie jest Bóg, jak to możliwe, że dzieci umierają, skandal, przez który ich aniołowie stają przed obliczem Boga. Ale tak naprawdę pytanie jest inne, gdzie jest człowiek! Ponieważ gdzie jest Bóg, wiemy, jest w łodzi z nimi. Jezus uczy nas, abyśmy zawsze i wszędzie bronili nienaruszalnej i nieskończonej godności człowieka. Zawsze, dla wszystkich.

I już naprawdę na koniec. Jan Chryzostom mówił w ten sposób: „Tak postępują ci, którzy przemierzają wielkie i przestronne morze. Jeśli ich statek jest prowadzony przez sprzyjające wiatry, cieszą się że spokoju, ale jeśli widzą z daleka inny statek w niebezpieczeństwie, nie przeoczają nieszczęścia tych nieznajomych, patrząc tylko na własne korzyści. Zatrzymują swój statek, rzucają kotwice, opuszczają żagle, rzucają deski, rzucają liny, aby ci, którzy mają zostać zanurzeni przez fale, chwytając się ich, mogli uniknąć katastrofy”. Jan Chryzostom kontynuował: „Naśladuj więc i żeglarzy, człowiecze. Ty także żeglujesz po wielkim i przestronnym morzu, przedłużeniu obecnego życia: morzu pełnym zwierząt i piratów, pełnym skał i szczytów, morzu wzburzonym przez wiele burz i nawałnic. I na tym morzu wielu często zostaje rozbitkami. Kiedy więc widzisz, że jakiś żeglarz, który przez jakiś diabelski wypadek ma stracić skarb swego zbawienia, jest miotany przez fale i zaczyna tonąć, zatrzymaj swój statek. Nawet jeśli spieszysz się gdzie indziej, zatroszcz się o jego bezpieczeństwo, zaniedbując własne sprawy. Ten, kto tonie, nie może pozwolić sobie na zwłokę czy powolność – to jeszcze Jan Chryzostom. Dlatego śpiesz z pomocą, wyrwij go z fal, wpraw wszystko w ruch, aby wyciągnąć go z głębin upadku. Nawet jeśli tysiąc zajęć cię przynagla, żadne niech nie wydaje ci się bardziej potrzebne niż zbawienie nieszczęśnika, jeśli będziesz zwlekać, nawet niezbyt gwałtowna burza go zgubi. W takich nieszczęściach wymagana jest duża gotowość, gotowość i troskliwa opieka. Bądźmy zatem pełni troski o naszych braci”.

I podsumował: „Szczerą miłość okazuje się nie przez wspólne spożywanie posiłków, nie przez miłe rozmowy, nie przez gołosłowne deklaracje, ale przez dostrzeganie i troskę o to, co jest potrzebne bliźniemu. Wspierając tych, którzy upadli, wyciągając rękę do tych, którzy nie zważają na własne zbawienie i szukając dobra bliźniego bardziej niż własnego. Miłość nie ogląda się na własne interesy, lecz zanim na nie spojrzy, patrzy na interesy bliźniego, aby przez nie zobaczyć własne”.

Niech zatem, dla nas i dla nich, ich nadzieja będzie naszą nadzieją.