Czasami wydaje się, że wielka historia to nieustanny ciąg konfliktów. O niektórych z nich pamięć już wyblakła, inne, jak II wojna światowa, są wciąż żywe w naszej świadomości. Był to konflikt straszniejszy niż jakikolwiek inny, z ponadsześćdziesięcioma milionami ofiar śmiertelnych i zrzuceniem bomby atomowej na japońskie miasta. To starcie naznaczyło niedawną przeszłość i wywołało powszechny sprzeciw wobec idei globalnej konfrontacji zbrojnej. We Włoszech wyrazem tego sprzeciwu stał się artykuł 11 Konstytucji – „Włochy odrzucają wojnę…”. Powołanie do życia ONZ, proces integracji europejskiej oraz ustanowienie mniej lub bardziej pokojowego współistnienia pomiędzy różnymi potęgami i systemami ideologicznymi oraz gospodarczymi były również wyrazem tego sprzeciwu.
Data 1 września 1939 roku, dzień rozpoczęcia wojny, stała się momentem wręcz paradygmatycznym. Przypomina ona, do czego może prowadzić przekroczenie kruchej granicy między trudnym współżyciem a wybuchem chaosu, kiedy odrzuca się kompromis, decydując się na tragiczną grę we „wszystko albo nic”.
Był jednak ktoś, kto ostrzegał przyszłych uczestników tego konfliktu. Pius XII, w orędziu radiowym z 24 sierpnia 1939 roku, skierowanym do „ludzi polityki i oręża, pisarzy, mówców radiowych i trybunów oraz tych, którzy mają władzę nad myślami i działaniami braci, odpowiedzialnych za ich losy”, przypominał, że „nic nie jest stracone przez pokój. Wszystko może być stracone przez wojnę. Niech ludzie powrócą do dialogu. Niech wznowią negocjacje. Rozmawiając w dobrej wierze i z poszanowaniem praw drugiej strony, odkryją, że szczere i skuteczne negocjacje nigdy nie zamykają dróg do honorowego sukcesu”.
To wezwanie pozostało jednak niezauważone. Jakże prorocze wydaje się ono jednak w świetle tego, co miało się wydarzyć – dziesiątek milionów ofiar tamtych lat, Shoah, pogrążenia się Starego Kontynentu i Azji Wschodniej w otchłań barbarzyństwa i zniszczenia.
Pamięć o początku ostatniego światowego konfliktu nie jest więc bezużyteczna. Jest przestrogą na dziś, jest wyborem, by nie odrzucać ani tego wspomnienia, ani jednoczącego napięcia, które mimo wielu przeszkód towarzyszyło kolejnym latom. Pamięć o 1 września nie może być też banalnym i interesownym działaniem, nie może być sprytnie i ahistorycznie wykorzystywana do usprawiedliwiania dzisiejszych konfliktów. Porównania w historii nigdy się nie sprawdzają. Taka propaganda kończy się zaciemnieniem grozy wojny, a wręcz jej „oswojeniem” przez opinię publiczną. Pamięć to wezwanie do zaangażowania się dzisiaj, aby nie powtarzać błędów jutro.
Lecz oto dziś głos Franciszka pozostaje równie niewysłuchany, jak głos Piusa XII. Negocjacje uważa się za ustępstwa. Pamięć historyczna nie może być wypaczana zgodnie z naszymi wygodami i podwójnymi standardami. Pozostaje ona potężnym ostrzeżeniem przed tym, co tragiczne mogłoby się wydarzyć.
Kto owego 1 września mógłby przewidzieć otchłań nieludzkości, która miała nastąpić w ciągu następnych pięciu i pół roku? Albo całkowite zniszczenie Warszawy, Berlina, Hiroszimy? Albo piekło Auschwitz? Wszystko może być stracone przez wojnę. I nie ma takiego męża stanu, nawet najbardziej przewidującego, który mógłby przewidzieć wszystkie rzeczy, kontrolować je w pełni lub zapobiec temu, że mały ogień stanie się nieposkromionym pożarem.
„Kto powiedział, że doktor Strangelove umarł?”, zapytał pod koniec lipca na łamach „La Stampa” Massimo Cacciari. Nowi Strangelove nie mają wąsików, nie są szalonymi kowbojami, ale małymi mężczyznami i kobietami, igrającymi z ogniem, uwięzionymi w militarnych sojuszach, nacjonalizmie narodów, którymi rządzą, w tych samych deklaracjach i oświadczeniach przekazywanym mediom lub na portalach społecznościowych. Cacciari kontynuował: „Jeśli nie dostrzeżemy rzeczywistości zagrożenia, nie będziemy mogli go przezwyciężyć. Jeśli ją zrozumiemy, może wzrosnąć możliwość ocalenia”. Temu właśnie służy pamięć o tragicznej karcie historii ubiegłego wieku – uświadomieniu sobie, że zagrożenie jest wciąż blisko, że nic nie stoi na przeszkodzie, by teraźniejszość powtórzyła ścieżkę przeszłości. „Niebezpieczeństwo jest bliskie, ale jest jeszcze czas” – przypominał Pius XII. Jest jeszcze czas. Czas na wyobrażenie sobie pokoju, jego dróg, jego perspektyw.